Długo i szczęśliwie – czyli długo i w zdrowiu. Tak, można! I to nie tylko w bajkach. Opisuje to Dan Buettner w swojej książce „Niebieskie Strefy. 9 lekcji długowieczności od ludzi żyjących najdłużej.”
Przeczytałam tę książkę i mam milion refleksji i wątpliwości. Autor opisuje 5 miejsc na świecie, w których ludzie dożywają ponad 100 lat w doskonałym zdrowiu. Kurczę, a jednak to możliwe. Ciężko to sobie wyobrazić patrząc na nasze społeczeństwo. Po 60 roku życia zazwyczaj już wysiadujące w kolejkach do specjalistów, z całym arsenałem tabletek w apteczce, z wielkim brzuchem, bolącym kolanem, cukrzycą, bolącym kręgosłupem… Nie będę się nad tym rozwodzić – wiemy jak jest. Ale może być inaczej. Często słyszę „Przestań, w końcu na coś trzeba umrzeć”. No ja podziękuję, wolę po prostu umrzeć ze starości niż całą swoją starość spędzić – chorując – na cokolwiek.
Nie ma jednej wspaniałej recepty na długowieczność, a jednak jest coś co łączy te długowieczne społeczeństwa – i ku mojemu zdziwieniu – nie jest to jakiś tajemniczy składnik diety.
Ludzie Ci zamieszkują różne miejsca na świecie, nie biegają w maratonach, nie ćwiczą crossfitu, nie są i nigdy nie byli na diecie, nie stronią od lokalnych alkoholi, nie zaczynają dnia śniadaniem białkowo – tłuszczowym, na obiad nie jedzą karkówki z warzywami i nie piją kuloodpornej kawy! To jak oni to robią? No wierzyć się nie chce! Tak trochę z przekąsem, ale jak śledzę te wszystkie skrajne trendy to trochę to jest tak, że rzucamy się na hurra na jakąś super tezę (sama tego doświadczyłam, niestety!), nie biorąc w ogóle pod uwagę, że każdy jest inny. Pamiętajmy, że każdą tezę można udowodnić – dlatego namawiam tu przy okazji – nie zamykajcie się na wiedzę. Wiedzę z różnych źródeł, nie czyńcie swojego sposobu odżywiania religią!
Wracając do długowiecznych obywateli – nie na wszystko mamy oczywiście wpływ, czyste środowisko w jakim żyją zdecydowanie przyczynia się do ich długowieczności. Ale skupmy się na tym, na co wpływ mamy. Długowieczni ludzie bowiem:
ruszają się codziennie i regularnie – często są to aktywności wplecione w obowiązki dnia codziennego, i w tym właśnie sęk, żeby w miarę możliwości być w ruchu jak najczęściej. Godzinny katorżniczy trening na siłowni kilka razy w tygodniu naprawdę nie zastąpi naturalnego regularnego umiarkowanego ruchu – myślisz, że te kilka godzin treningu w tygodniu usprawiedliwia przesiadywanie przy biurku i przed tv przez większość dnia? Ja myślę, że nie.
nie przejadają się – niezależnie od tego jak wyglądają ich diety (bo każda jest inna) – jedzą w skupieniu, w gronie rodziny i przyjaciół, cieszą się posiłkami, nie rozpraszają ich wtedy raporty sprzedaży czy kolejny odcinek serialu.
jedzą jedzenie bez składu – mieszkańcy niebieskich stref żywią się nieprzetworzonymi, lokalnymi produktami, ich posiłki składają się w przeważającej części z roślin, jedzą mało mięsa – bo nie mają do niego dostępu, nie znają słodyczy, kolorowych napojów i czipsów. Czyli zero skrajności!
piją czerwone wino – tylko wiadomo nie całą butelkę do kolacji… Na Okinawie piją sake, na Sardynii czerwone wino, na Ikarii również lokalne wino. Jest to ściśle powiązane z tym, że dbają o dobre relacje, codziennie spotykają się z sąsiadami, przyjaciółmi czy rodziną.
mają swój cel i nie narzekają – nie znają emerytury, są aktywni cały czas, są pozytywni, nie tracą energii na biadolenie (przepraszam za słowo, ale idealnie pasuje!) – np. dziewieśdziesięciojednoletni doktor Ellsworth Wareham z Loma Linda dwa- trzy razy w tygodniu asystuje przy operacjach serca– nie do pomyślenia, co?
żyją powoli i unikają zbędnego stresu – w myśl zasady „Nie spiesz się – świat poczeka”. Oczywiście trzeba to wszystko dopasować do siebie – nie mówię żeby teraz rzucić wszystko, bo świat poczeka, ale jak obserwuję jak niepotrzebnie nakręcamy się i martwimy na zapas, snujemy wizję – na pewno będzie tak czy siak (i na pewno źle!) – to jest tyle energii skierowanej niekoniecznie w dobrą stronę…
są aktywnymi członkami wspólnot religijnych – niezależnie od tego w co wierzą!
rodzina jest dla nich najważniejsza – mają bardzo silne więzi z rodziną, z przyjaciółmi, z sąsiadami – spotykają się, mają poczucie wsparcia i bezpieczeństwa. Nie korzystają z fb, żeby sprawdzić, co tam u znajomych…
otaczają się pozytywnymi ludźmi – spotykają się, odwiedzają, spacerują, jedzą wspólne posiłki i wyznają zasadę, że zbudowanie trwałej przyjaźni wymaga wysiłku, ale to inwestycja, która w przyszłości zwróci się z nawiązką!
Więc tak- wszystko zależy od nas samych – jakkolwiek znów banalnie to nie brzmi. Z całego serca polecam książkę oraz stronę www.bluezones.com !
Żyj długo i szczęśliwie zatem!
Żyj, nie wariuj i dbaj o siebie!
Udostępnij znajomym, jeśli warto!
Dziękuję!
Ela Sawicka