Na początku się zirytowałam, no bo przecież siebie kocham – ciuchy, kosmetyki, same dobra, winko i te sprawy – no miłość jak nic! Ale potem zaczęło do mnie docierać, że szukam kogoś, kto zapełni we mnie pustkę. Że wcale siebie nie znam i wkurwiłam się, że muszę sama ze sobą te 10 dni spędzić.
Tam się zaczęła najdłuższa i najbardziej fascynująca podróż mojego życia, czyli odkrywanie siebie. To jest podróż, z której nie chce się wracać, ona jest celem sama w sobie.
A potem już poszło, bo z zaczełam zauważać w tym SIEBIE…
Moje samopoczucie zaczęło się zmieniać. Zaczęłam się zmieniać JA. Nie tylko moje ciało.
Nadal jednak byłam zagubiona, nie wiedziałam co jeść, jak jeść. Wtedy potrafiłam ugotować jajko i zagotować wodę na herbatę. Byłam singlem i nie czułam potrzeby dbania o siebie. Przynajmniej nie w ten sposób. Dbanie o siebie przejawiało się wtedy zakupami – nowe ciuszki i kosmetyki dodawały otuchy! Cały czas powoli sobie ćwicząc – zaczęłam zgłębiać tajniki żywienia. Przeszłam przez wiele mniej lub bardziej skutecznych schematów, ale dopiero dziś rozumiem, że moim głównym celem jest zdrowie, a nie talia osy. Że każdy jest inny.
Wykupiłam pierwszą dietę online – rzekomo spersonalizowaną – ale dziś wiem, że to był kolejny schemat. Jednak pomógł mi trochę uporządkować sprawy. Po kilku miesiącach ważyłam już 60 kg.
Brnęłam dalej! Zafascynowało mnie ludzkie ciało.